
Do sięgnięcia po książkę „Kiedy odchodzi przyjaciel” zachęcił mnie opis na okładce. Spodziewałam się znaleźć tu odpowiedzi na pytania „Jak opłakiwać czworonożnych członków rodziny?” i „Jak rozmawiać z osobami po stracie psa?”. Po lekturze mogę powiedzieć, że to książka o zwierzętach, napisana przez kogoś, kto je kocha i ma dużo doświadczeń związanych z nimi. Czy jednak można w niej znaleźć odrobinę ukojenia? Moim zdaniem nie.
Pragnę zaznaczyć, że ta recenzja ma charakter bardzo osobisty i subiektywny. Jestem jedną z tych osób, które dobrze znają pustkę po odejściu ukochanego psa. Prowadzę społeczność wsparcia dla ludzi po stracie czworonożnych przyjaciół („Po stracie psa – za tęczowym psem„), słucham ich historii, dzielę się swoją. Wiem, jak głęboki jest to ból – jak osobista bywa żałoba, jak niewidzialna i nieopowiedziana bywa miłość między człowiekiem a psem.
Z tą wrażliwością sięgnęłam po książkę „Kiedy odchodzi przyjaciel” Jeffreya Moussaieffa Massona. Chciałam poczuć się zrozumiana. Spodziewałam się, że otuli czułością, której szukamy, gdy umiera ktoś tak ważny, jak ukochany pies.
To książka inna niż się spodziewałam
Może być interesująca dla osób, które chcą poznać różne perspektywy na temat relacji ze zwierzętami i refleksji o ich śmierci. To raczej zbiór luźnych refleksji niż spójna opowieść o stracie.
Niektóre zdania i fragmenty były mi bliskie – zapisałam sobie kilka cytatów, które trafnie wyrażają to, co trudno ująć w słowa. Szczególnie doceniam, że autor zauważa wagę obecności przy psie w jego ostatnich chwilach, oraz że – podobnie jak ja – unika słowa „właściciel”. Bo psa się nie posiada. Można być jego opiekunem, przyjacielem, przewodnikiem, towarzyszem – ale nie właścicielem.
Wrażliwość autora wobec cierpienia zwierząt gospodarskich i jego refleksje na temat empatii wobec nich są cenne – przypominają, że uczucia i strata nie ograniczają się tylko do psów czy kotów. Autor słusznie zauważa też, jak wyjątkowa i głęboka może być relacja z psem – czasem nawet głębsza niż z bliskimi ludźmi – i nie deprecjonuje tej więzi.
Jeden z fragmentów, który do mnie przemówił, mówi:
„Nikt poza tobą nie wie, co czujesz w stosunku do swojego psa i nikt poza tobą nie wie, co czujesz teraz. I nie ma prawa cię oceniać. (…)”
To piękne. Ale… to za mało
Mam wiele zastrzeżeń. Przede wszystkim – książka nie odpowiada na pytania z okładki: jak opłakiwać ukochane psy i jak rozmawiać z osobami dotkniętymi stratą? W moim odczuciu nie niesie ukojenia. Nie daje też konkretnego wsparcia czy odpowiedzi, których może szukać osoba pogrążona w żałobie.
Autor porusza się chaotycznie, przeskakując z historii rodzinnych, osobistych wspomnień, przez cytaty z innych własnych książek, aż po komentarze z YouTube czy wątki o psychologii, której „nie jest fanem” – i trudno zrozumieć, po co to wszystko w książce o żałobie po psie. To bardziej zbiór refleksji i osobistych rozważań, niekiedy powierzchownych, niż spójna, pogłębiona opowieść. Nie tłumaczy emocji, nie zbliża się do człowieka w bólu. Dla mnie – osoby, która szukała w tej książce wsparcia i zrozumienia – zabrakło głębi. Jednocześnie podkreślam, że wynika to jedynie z oczekiwań w stosunku do tej pozycji, które powstały na podstawie dostępnych opisów.
Zabrakło mi także odpowiedzialności w niektórych wypowiedziach. Autor twierdzi, że jedynym sposobem poradzenia sobie po stracie kota jest adopcja kolejnego. W moim odczuciu – to nie tylko uproszczenie, ale też brak szacunku wobec bólu i samego procesu żałoby. Nie zgadzam się też z jego lekceważącym podejściem do leków antydepresyjnych – zarówno dla ludzi, jak i zwierząt. Twierdzenie, że wystarczy dieta, ruch i suplementy, by przepracować żałobę czy depresję, jest ryzykowne i może być szkodliwe.
Podobnie nieprzekonujące były dla mnie jego rozważania o eutanazji – autor sam przyznaje, że był świadkiem śmierci tylko jednego psa i nie wie, jak by się czuł w sytuacji eutanazji. Tymczasem ocenia, kwestionuje potrzebę diagnozy, unika konkretnych rekomendacji. Jako osoba, która była przy psach w tych najtrudniejszych momentach i widziała, jak ważna może być dobra decyzja – czuję, że autorowi brak wiedzy i doświadczenia, które pozwalałyby formułować pewne sądy.
Nie poleciłabym tej książki osobie…
która niedawno straciła psa. Nie dlatego, że jest zła – ale dlatego, że nie daje tego, czego się po niej oczekuje (i nie jestem odosobniona w tej opinii, z którymi zapoznałam się już po lekturze). Według mnie nie buduje zaufania, nie otula, nie uspokaja. To książka o zwierzętach, napisana przez kogoś, kto je kocha – ale niekoniecznie rozumie ból straty, jaki przeżywają opiekunowie. Jeśli szukasz pocieszenia, wsparcia, wskazówek – bądź świadomy/a, że możesz ich nie znaleźć w tej książce.
Tina, redakcja psiPARK.pl
Przeczytaj więcej:
- Jak sobie radzić po śmierci psa?
- Polecamy: Pamiętnik po stracie Ukochanego Psa
- Grupa wsparcia dla osób po stracie psa